Ostatnio chodzą za mną dwa tematy, o których niby się wszędzie pięknie pisze, ale ilu z nas faktycznie pielęgnuje to w swojej rzeczywistości, a już tym bardziej, gdy znajdziemy się w trudnej sytuacji ze sobą lub swoim psem?
Te tematy to: spójność i autentyczność emocjonalna.
Ostatnio doświadczyłam takiej sytuacji, która najpierw mnie rozłożyła na łopatki, jak gdyby testując wszystkie te moje „mądrości”, które głoszę na prawo i lewo.
A potem dała mi możliwość wypróbowania spójności i autentyczności emocjonalnej w pełni tego słowa znaczeniu.
Już Wam mówię, jak to było. Bez wchodzenia w szczegóły, dotyczyło to sprawy urzędowej. Dostałam pewną wiadomość, która w pełnej okazałości wzbudziła we mnie emocje poczynając od zawodu, lęku, rozczarowania, po smutek, złość i na wkurwie skończywszy. Taka oto tęcza wszystkiego, czego nie życzymy sobie czuć, a gdy już czujemy, spychamy to w najdalsze zakątki samych siebie.
Pierwszy mój odruch był taki, by sobie pooddychać, by jakoś się uspokoić, wyciszyć. Ja jednak postanowiłam w końcu zachować się inaczej, czyli tak, jak AUTENTYCZNIE miałam na to ochotę.
Co więc wybrałam zamiast „spokoju i równowagi”?
zaczęłam ze złością tupać jak małe dziecko
pozwoliłam sobie na najbrzydsze, „niskowibracyjne” słowa, jakie znałam
zaczęłam wyrzucać światu, jak niesprawiedliwie potraktowana w tym momencie się czuje, jakie to wszystko bez sensu i do dupy
Robiłam i mówiłam to, co w tamtym momencie CZUŁAM i spójnie do tego się ZACHOWYWAŁAM. Co z tego, że ktoś nazwałby to „dziecinnym”, „niedojrzałym” czy „nieodpowiednim”. Zrobiłam to sama ze sobą i dla siebie samej, nie wyżywając się tym samym na innych istotach.
I wiecie co? Po raz pierwszy w życiu poczułam PRAWDZIWĄ akceptację dla siebie i dla tej sytuacji. Co ciekawe, te emocje nie zostały ze mną na dłużej niż godzinę. Pod wpływem tego, że pozwoliłam im wybrzmieć tak, jak w tamtej chwili czułam, że ma się to odbyć, one po prostu nie miały potrzeby dłużej ze mną zostać.
Zostały usłyszane, wyrażone i uwolnione, a ja zostałam z prawdziwym wewnętrznym spokojem, jakiego jeszcze nigdy nie odczułam po tego typu zdarzeniu.
Wcześniej myślałam już, że potrafiłam wyrażać takie emocje, podczas gdy tak naprawdę powierzchownie wykonywałam jedynie techniki totalnie niespójnie z tym, jak prawdziwie chciało się to we mnie przejawić.
Dopiero tym razem po raz pierwszy prawdziwie posłuchałam tego, co potrzebowało zrobić moje ciało i mój głos, a nie co potrzebowała przeczytana przeze mnie książka czy usłyszany zewnętrzny ekspert.
Już w trakcie tego procesiku poczułam spokój wewnętrzny, którego nikt nie nazwałby w ten sposób widząc, co wychodziło ze mnie na zewnątrz.
Odrzucenie ograniczających mnie schematów pt. „prawidłowe wyrażanie emocji” przyniosło mi totalne katharsis, które poszerzyło we mnie przyzwolenie na czucie tego, co niewygodne, a tym samym na pozwolenie zwierzętom, z którymi pracuję, na czucie tego samego.
Jak często bowiem w pełni i prawdziwie mamy takie przyzwolenie dla siebie i dla swoich psów? Gdy szczekają na drugiego psa, albo chcemy je siłowo od tego powstrzymać, albo pod przykrywką „treningu pozytywnego” wymusić zmianę zachowania na to bardziej przez nas pożądane.
Boimy się. Tak strasznie boimy się trudnych emocji, dyskomfortu, bólu. Chcąc je jak najszybciej wygonić, zamieść pod dywan, stłumić.
Cholera, to naprawdę ważne, by w końcu zacząć inaczej do nich podchodzić, bo na własnej skórze przekonałam się, jaką siłę w sobie odkrywamy, gdy odważnie spojrzymy im w twarz i przyjmiemy jako część swojego doświadczenia.
Co ciekawe, po tygodniu, bez jakiegokolwiek logicznego wyjaśnienia, trudna sytuacja, o której napisałam, totalnie odwróciła się do góry nogami. Niewiadomo skąd, otrzymałam informację, że jednak wszystko odwróciło się na moją korzyść i że nikt nie rozumie, w jaki sposób to się stało. Tak zwana magia życia codziennego, która dzieje się w momencie, gdy żyjemy spójnie i autentycznie i gdy prawdziwie zaakceptujemy to, czym nas życie obdarza.
Nie mogę się już doczekać, gdy spotkam się z kilkoma z Was na żywo na Obozie Transformacji Relacji z Psem (szczegóły na psiakiwzen@gmail.com), na którym właśnie te dwa tematy będziemy przerabiać w związku z relacją ze sobą i swoim psem.
Bez koloryzowania, bez presyinego zmieniania tego, co jest, tylko z akceptacją przyjęcie tego, jaki pies jest tu i teraz. Biorąc w pełni jego osobę, jego emocje, jego frustracje i złości i na to samo pozwalając samej sobie.
Macie podobne doświadczenia, podobne reflekcje? Podzielcie się nimi w komentarzu, a ja z radością je przeczytam, nieważne, czy uznacie je za pięknie, brzydkie czy nijakie. Są Wasze i to liczy się najbardziej