Jakiś czas temu spędziłam dwa dni w miejscu, do którego pojechałam z kamertonami, tym razem do koni.
Zapakowałam moje „gadżety”, tak po prostu jadąc na dwa dni do kobiety, która jako jedyna odpowiedziała na moje ogłoszenie na duńskiej grupie osób zainteresowanych terapiami alternatywnymi dla zwierząt.
Te dwa dni wydają się jakbym spędziła tam tydzień. W zamian za terapie otrzymałam tak wiele od zwierząt tam, że nie sposób wszystkiego opisać.
Jesną rzeczą chcę się z Wami podzielić, bo przyszła do mnie jak grom z nieba podczas sesji z klaczą o imieniu Hope (na zdjęciu).
Gry, opiekunka, poprosiła mnie o popracowanie z nią ze względu na jej zamknięcie, odłączenie od stada.
W pewnym momencie, po zakończeniu sesji i już po prostu takim byciu z Hope w uważności i ciszy, przyszły do mnie słowa:
„Akceptuję, że możesz zostać pokochana bezwarunkowo.
Akceptuję, że sama możesz pokochać siebie bezwarunkowo.
Akceptuję, że mnie można pokochać bezwarunkowo.
Akceptuję, że sama mogę pokochać siebie bezwarunkowo.”
Poczułam wyraźnie, że to nie tylko ja „coś w niej uleczam”, ale że jesteśmy w tej przestrzeni wspólnie, jednoczesnie dając i otrzymując.
To doświadczenie potwierdziło moje głębokie odczucie co do prawdziwej terapii, której poddajemy nasze zwierzęta towarzyszące. Że musimy podejść do niej jak do wspólnego procesu, a nie czegoś, na co „wysyłamy” nasze zwierzę, jednocześnie samemu nie mając z tym nic wspólnego.
Twoje zwierzę odbija Ciebie.
Ty odbijasz swoje zwierzę.
Jesteś nim, a on/ona jest Tobą.
Dlaczego wciąż zachowujemy się jak byśmy byli od naszych zwierząt odłączeni, podczas gdy tak naprawdę z jednego pochodzimy i jednym jesteśmy?
Czuję dziś niezwykłą wdzięczność i radość w Sercu.
Kiedyś nic nie rozumiałam i nic nie wiedziałam i to mnie frustrowało.
Dziś nic nie rozumiem i nic nie wiem i znajduję w tym akceptację.
To największy postęp, jaki na razie poczyniłam będąc terapeutką zwierząt. To jedyny postęp.